"Aliens: Nightmare Asylum" (1989-1990)


Dzięki pozytywnym reakcjom czytelników Mark Verheiden zaraz po ukończeniu "Aliens: Outbreak" przystąpił do zmagań z kolejnym projektem osadzonym w ksenomorficznej rzeczywistości. Tym razem scenarzysta zaprosił do współpracy dwóch nowych rysowników. Kanadyjczyka Denisa Beauvaisa, który kreśląc – po prostu rewelacyjną! – okładkę do pierwszego zeszytu "Aliens: Nightmare Asylum" zgarnął Eagle Award za 1990 rok oraz Rogera Casselmana, artystę dopiero wkraczającego do kosmicznego uniwersum. Niestety, nie należę do fanów wizualnej oprawy tejże serii. Będąc raczej pedantem i perfekcjonistą przekładam drobiazgowe plansze – np. Marka Nelsona – nad 'rozmazane' ilustracje ze stajni Beauvais-Casselman. I nic tu nie pomogą liczne ujęcia ukazujące kobiecą zmysłowość Newt, czy obrazy podkreślające krwiożerczą naturę Obcych. Sytuację delikatnie ratują większe ilustracje – prezentujące np. Obcego rozrywającego klatkę piersiową Hicksa czy Królową przyjmującą ofiary od 'wyznawców'. Są to obrazy warte zapamiętania. Zwłaszcza, jeżeli ktoś lubi żywe, barwne ilustracje.

"Aliens: Nightmare Asylum" stanowi bezpośrednią kontynuację "Aliens: Outbreak", więc siłą rzeczy spotykamy w niej starych znajomych. Szukającego śmierci Hicksa, zdeterminowaną – i coraz częściej pokazującą pazur – Newt oraz pokiereszowanego Buellera. Nasi bohaterowie opuściwszy zdewastowaną Ziemię rozpoczynają nową podróż w nieznane. W tym konkretnym wypadku wyraz 'nieznane' należy traktować bardzo dosłownie, gdyż nikt nie zna dokładnego kursu tajemniczego frachtowca. Kosmiczna odyseja – upływająca na rozważaniach o dysfunkcyjnej miłości człowieka i maszyny oraz potyczkach z ksenomorfami – kończy się wraz z przybyciem na planetę rządzoną przez niejakiego generała Thomasa Spearsa z Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych. Psychopatyczny marines, idealnie odzwierciedlający krótkowzroczność i lekkomyślność rodzaju ludzkiego, planuje wykorzystać Obcych w walce o wyswobodzenie Ziemi. Szaleństwo generała doprowadza do wielu krwawych pojedynków – w Aliens: Outbreak troszeczkę ich brakowało – w których Hicks czuje się wprost doskonale. Całość dopełnia monumentalna wizja Spearsa zstępującego na Ziemię niczym nowy Napoleon, z szablą w dłoni i głową wypełnioną rewolucyjnymi hasłami.


Porównując "Aliens: Nightmare Asylum" z "Aliens: Outbreak" wypada stwierdzić, że Mark Verheiden to nie tylko znakomity scenarzysta, ale także surowy redaktor własnych pomysłów. Śledząc wcześniejszy projekt Verheidena czytelnicy mogli odczuwać lekkie znużenie wynikające z przydługich – nie zawsze, ale momentami – wprowadzeń do poszczególnych wątków. W "Aliens: Nightmare Asylum" ów delikatny problem praktycznie został wyeliminowany. Scenariusz został wyważony, główny wątek – niezdrowa fascynacja morderczymi predyspozycjami Obcych – bardziej uwypuklony, a wszelkie narratorskie uwagi zostały sprowadzone do krótkich, niemalże żołnierskich spostrzeżeń. Dzięki wspomnianym korektom historia zaprezentowana w "Aliens: Nightmare Asylum" nabrała większego dynamizmu, znalazła uznanie u większej liczby odbiorców.

I jeszcze jedno spostrzeżenie na koniec. Cieszę się, że twórcy niniejszej serii nie zapomnieli od czasu do czasu wspomnieć o rozwoju sytuacji na ojczystej planecie naszych bohaterów. Scenariusz wypełniają krótkie migawki z Ziemi rządzonej przez Królową i jej 'wyznawców'. Dzięki automatycznym, transmisjom zostajemy biernymi obserwatorami zmagań człowieka z potężnym, nieograniczonym moralnymi hamulcami, kosmicznym zagrożeniem z kosmosu. Dostrzegamy także, że szaleństwo nie ogranicza się do jednostek – za przykład niech posłuży generał Spears i jego poglądy – ale nieustannie poszerza zasięg i przybiera coraz bardziej niebezpieczne kształty (patrz krwawe ofiary z ludzi).


Doceniam także, że twórcy komiksu ponownie wykazali się świeżym spojrzeniem na 'taktyczne' działania Obcych. Scena uwolnienia się ksenomorfów w pierwszym zeszycie "Aliens: Nightmare Asylum" – 'Inne stwory pożarły go, żeby wykorzystać jego krew!' – kilka lat później została doceniona przez Jean-Pierre Jeuneta w "Alien Resurrection" [1997]. Pod koniec historii możemy również dostrzec słynne Egg Silo, czyli ogromne gniazdo 'rozciągające się w całym mieście, na ulicach i pod ziemią... schronienie dla [...] młodych'. Patrząc na Egg Silo ponownie możemy odczuć biomechanicznego ducha Hansa Gigera, który będąc konsultantem na planie u Ridley'a Scotta próbował przemycić ów pomysł do filmu "Alien".

Oryginalna historia "Aliens: Nightmare Asylum" – nie zawierająca modyfikacji spowodowanych filmem Davida Finchera – ukazywała się od sierpnia 1989 do maja 1990 roku. Jak wspomina Mark Verheiden 'część druga okazała się jeszcze większym hitem niż pierwsze seria', a wszystko za sprawą delikatnych zmian w sposobie prowadzenia narracji oraz przyciągającym i powszechnie cenionym planszom Denisa Beauvaisa.

------------------------------
"Aliens: Nightmare Asylum" (1989-1990)
napisał: Mark Verheiden
narysowali: Den Beauvais, Roger Casselman