Kiedy ekipa z Egmontu ogłosiła, że bierze się za wydawanie "Skorpiona" zastanawiałem się, czy seria dobrnie do szczęśliwego końca. Mówię oczywiście o naszym podwórku. Nie oszukujmy się, opowieści spod znaku płaszcza i szpady nie cieszą się tak dużą popularnością jak dawniej. Zdrady, spiski, skrytobójcy, zwinni szermierze oraz zakulisowe gry polityczne, walka o wpływy, o miłość i poznanie tajemnic znanych tylko nielicznym. Dużo bardziej bawiło nas to kiedyś niż obecnie. Sam jestem dobrym przykładem czytelnika, którego dzisiaj takie historie w pewnym momencie zaczynają nużyć. Zaczyna drażnić mnie zbyt duża powtarzalność wątków oraz zbyt częste rozwiązywanie problemów przy wykorzystaniu diabła z pudełka. Może nie jest to u mnie standard, ale czuję, że staje się coraz bardziej wybredny.
Na początku października dostaliśmy czwarty i ostatni na ten moment tom "Skropiona". Jak nietrudno zgadnąć stanowi on podsumowanie opowieści o rodzie Tribaldich. Zostają odsłonięte przed nami kolejne elementy układanki związane z pochodzeniem tytułowego bohatera, pojawia się sporo informacji zdradzających czytelnikowi początki wspomnianego rodu, wychodzą na jaw sprawy wcześniej dla nas zupełnie nieznane. Jakby tego było mało autorzy po raz kolejny serwują nam fabularny rollercoaster. Wrzucają nowe wątki, które jeszcze bardziej starają się namieszać w opowieści. Dlaczego? Skąd takie upodobanie autorów do mieszania? Jak zareagowałem na takie rewelacje?
Pamiętając, że czytam ostatni tom przygód Skorpiona liczyłem na dużo spokojniejsze tony. Z drugiej strony, może i nie powinienem ich oczekiwać biorąc pod uwagę, jak wielką energią kipiała fabuła tej serii oraz w jakim kierunku postanowili iść jej autorzy zbliżajac się do zakończenia. Przypomnijmy, że pierwsze tomy to głównie walka naszego awanturnika ze złym papieżem i szukanie religijnych artefaktów. Wprowadzenie wątku starożytnych rodów i ich tajnego stowarzyszenia mającego dostęp do wiedzy niedostępnej zwykłym śmiertelnikom przyszło później. Czy to była dobra decyzja czy nie, pozostawiam Waszej ocenie.
Ja bawiłem się dobrze, choć rzeczywiście momentami czułem, że autorzy puszczają się peronu. Jak już mieliśmy otrzymać koniec historii to pojawiła się kolejna tajemnica i zabawa zaczęła się od nowa. Oczywiście takie szafowanie zagadkami idealnie wpisuje się w konwencję serii. Widowiskowej, szalonej, kolorowej, wypełnionej szybką akcją i nagłymi jej zwrotami. Panowie Stephen Desberg i Enrico Marini zapewne postawili sobie za cel jak najdłużej zaskakiwać czytelników i ta sztuka rzeczywiście im się udała. Jeśli ktoś nadal lubi historie mające w sobie coś z powieści Alberta Dumasa to będzie zadowolony.
____________________
"Tamose l’égyptien" [11/2020]
"La Tombe d'un dieu" [05/2022]
Tytuł polski: "Skorpion" tom czwarty
Scenarzysta: Stephen Desberg
Rysunki: Enrico Marini
Tłumacz: Maria Mosiewicz
Seria: Skorpion
Format: 216x285 mm
Liczba stron: 116
Oprawa: twarda
Druk: ["kolor"]
ISBN-13: 9788328153103
Data wydania: 9 październik 2024
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Opis wydawcy:
To kolejna część serii przygodowej rozgrywającej się w alternatywnym XVIII wieku. Cykl był dwukrotnie nominowany do nagrody festiwalu w Angoulême. Czwarty album zbiorczy zawiera dwa tomy oryginalne: "Dziewiąty ród" i "Fałszywy wieszczek". Obalono papieża Trebaldiego, ale jego krewni nadal pozostają najpotężniejszym ugrupowaniem w gronie pradawnych dziewięciu rodów Rzymu. Skorpion usiłuje doprowadzić do ostatecznego upadku Trebaldich, szuka więc źródła ich odwiecznej potęgi. Trop wiedzie do ruin miasta Etrusków i owianego złą sławą klasztoru. Tymczasem pojawia się zabójca, który poluje na przedstawicieli rodu byłego papieża, w tym także na Skorpiona. Przed bohaterem mnóstwo wyzwań, a niestety coraz mniej może liczyć na dawnych sprzymierzeńców.
.webp)
