"Bomba"


Wiele wskazuje na to, że album "Bomba" ma bardzo dużą szansę zająć czołowe miejsce w moim prywatnym rankingu najciekawszych historii opublikowanych w bieżącym roku. I nie mówię tego pod wpływem emocji a przynajmniej nie emocji wywołanych filmem pana Nolana. Tak wysoka nota to zasługa głównie Denisa Rodiera, na którego prace patrzyłem z absolutnym zachwytem. Ostatni raz taką ekscytację kreską czułem czytając "Teorię ziarnka piasku". I tak samo jak w przypadku serii "Mroczne miasta" już wiem, że do albumu "Bomba" będę wracał.

Dlaczego? Powodów jest wiele, ale zacznę od tego, że ten komiks to skarbnica wiedzy. Na temat samego Projektu Manhattan, na temat zawirowań społeczno-politycznych tamtego okresu, na temat zagadnień gospodarczych towarzyszących budowie bomby atomowej. A także - a może przede wszystkim - jest to ciekawa prezentacja przemyśleń, zachowań, działań podejmowanych przez osoby, i mówię tutaj nie tylko o naukowcach, odpowiedzialne za stworzenie broni masowego rażenia. Prezentacja bardzo ostrożnie podchodząca do tematu i starająca się unikać jednoznacznych osądów, co mnie osobiście bardzo cieszy. Pomimo wielu lat temat skonstruowania pierwszej bomby atomowej to dalej temat drażliwy. Dobrze, że twórcy albumu nie zajęli się rozliczaniem a postawili na niemalże encyklopedyczne przedstawienie faktów.


Od razu jednak zaznaczę, że owa skrupulatna zabawa danymi, tłumaczenie inżynieryjnych zawiłości jest robione z należytą uwagą. Widać, że Bollée Laurent-Frédéric i Didier Swysen dostrzegali zagrożenia płynące z operowania językiem przesadnie skomplikowanym. Ich opowieść to historia przystępna, której naukowe detale nie przeszkadzają w odbiorze, jeżeli choć trochę orientujemy się w temacie. A zakładam, że tak będzie, bo "Bomba" to album specyficzny i trzeba do niego podejść z dużą cierpliwością. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że nie jest to komiks akcji. Owszem, fabuła przyprawia o szybsze bicie serca, postacie intrygują a perspektywa ekscytującego finału zachęca do szybkiego przerzucania kolejnych stron. Jednak sama historia toczy się spokojnie, bez jakiegoś szalonego tempa. Dla mnie to także plus. Nie wyobrażam sobie, aby tak poważny temat został zaprezentowany inaczej; bez odpowiedniego spokoju.


Wspomniałem na początku o kresce pana Rodiera, o której nie mogę mówić inaczej niż w samych superlatywach. Zresztą, cała warstwa ilustracyjna wypada bardzo dobrze. Czarno-białe plansze dobrze oddają powagę historii. Jednostronicowe kadry - wykorzystywane oszczędnie - z sukcesem podkreślają te fragmenty opowieści, które warto zapamiętać. Nie powiem, były chwile kiedy czułem przesyt czerni i bieli, ale zaraz jakiś nowy wątek kierował moją uwagę na inne tory. Co także w pewien sposób świadczy o sile albumu, którzy jakby nie było jest potężnych rozmiarów cegłą - 472 stron - a więc niezmiernie ważnym jest, aby kolorystyka i fabuła uzupełniały się i odpowiednio ze sobą korelowały.

Bardzo chciałbym, aby o tym komiksie było głośno. Nie tylko dlatego, że jest to historia ciekawa oraz w sposób dokładny prezentująca jedno z najważniejszych wydarzeń minionego wieku. Przede wszystkim to kolejna historia mająca szansę przekonać niedowiarków, że komiks to coś więcej niż rozrywka dla ubogich.
_______________
"La Bombe" [2020]
Tytuł polski: "Bomba"
Scenarzyści: Alcante, Bollée Laurent-Frédéric
Ilustrator: Denis Rodier
Tłumacz: Jakub Syty
Seria: -
Format: 215x290 mm
Liczba stron: 472
Oprawa: twarda
Druk: ["cz.-b."]
ISBN-13: 9788367360333
Data wydania: 24 czerwiec 2023
Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.