Galactus wkracza do gry

 słówko o historii "The Battle of the Four Armies!"


Przy ostatnim spotkaniu z eventem Secret Wars wspomniałem, że nie jestem jego fanem i w dalszym ciągu podtrzymuję swoją ogólną niechęć do tego tytułu. Jakoś nie trafia do mnie ta cała wojenka, która jak na mój gust została zdecydowanie za bardzo rozwleczona. Nie przemawia do mnie także ten cały Beyonder, choć facet początki miał całkiem obiecujące. Zrobił dobre wejście, ciekawe zamachał kijem z marchewką oraz zrobił wrażenie swoją kosmiczna potęgą, z którą niewiele może się równać. W miarę kolejnych zeszytów jego postać jednak coraz bardziej odstawiano na tor boczny, aż jego rola została sprowadzona wyłącznie do bycia źródłem tego całego zamieszania. I tak też wygląda w historyjce "The Battle of the Four Armies!".


Twórcy eventu jakby rozumiejąc, że dali ciała i wypadałoby się zrehabilitować przypomnieli sobie o Galactusie, Pożeraczu Światów. I fajnie, bo lubię tego kolesia, który był jednym z pierwszych, poważnych, kosmicznych zagrożeń, z którymi musiała sobie poradzić Fantastyczna Drużyna. Do piątego zeszytu eventu przypominał on skamieniały posąg i gdy już o nim prawie zapomniałem w końcu dał o sobie znać. To znaczy sprowadził swoją wielką fortecę - wielką niczym układ słoneczny 😑- i rozpoczął wdrażanie swojego... planu? Naturalnie, nie wiemy jeszcze co to za plan, ale domyślać się możemy. W końcu Galactus potrzebuje jednego a może to coś otrzymać tylko w jeden sposób.



Co do naszych bohaterów to reagują paniką. I ekipa Reeda Richardsa i ekipa Xaviera próbują zrozumieć w czym rzecz; robią nawet jakieś podchody w stronę Galactusa, ale niewiele z tego wychodzi. No dobra, chodzi Galactus Cat - co za wdzięczna nazwa - który dość fajnie wygląda. I tyle. Nasi bohaterowie są dla Galactusa marnymi insektami niegodnymi jego uwagi i taką rolę odgrywają w tym zeszycie. Statystów. Ze wszystkich ściągniętych przez Beyondera postaci najwięcej rozumu wydaje się mieć Doctor Doom - jak zawsze wietrzący szansę zdobycia niesamowitych technologii - oraz Johnny Storm, który swoje wysiłki superbohatera kieruje w stronę ślicznej dziewczyny. Na marginesie, przypomina mi ona Abigail Arcane z uniwersum Potwora z Bagien.


Piąty zeszyt Secret Wars prezentuje się mimo wszystko na czwórkę z plusem a to za sprawą nie tyle głównej fabuły, ale z uwagi na fajnie wątki humorystyczne. Mistrzem jest dla mnie Colossus, który w jednej chwili relaksuje się odpoczywając na kanapie - przypominam, że trwa wojna - i smucąc się z powodu rozstania z ukochaną a w drugiej chwili taksuje wzrokiem nową znajomą Human Torcha 😁
_________________________
"The Battle of the Four Armies!"
#005 "Marvel Super Heroes Secret Wars" vol 1 [09/1984]
Scenarzysta: Jim Shooter
Rysownik: Bob Layton
Kolor: Christie Scheele
Tusz: John Beatty
Twórcy okładki: Bob Layton, Bob Wiacek
Polskie wydanie: 'Superbohaterowie Marvela. Tajne Wojny" [Kolekcja Hachette]

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Bomba"

Kastylia oczami Palaciosa

"Przesilenie"