O nierozważnym Robinie słów kilka

"Crocodile Tears" DC Comics


Opowieść bez Mrocznego Rycerza. To znaczy Batman gdzieś tam się pałęta - wykończony po starciu z Zsaszem - ale dzisiaj show należy do Robina. Nasz Cudowny Chłopiec w dalszym ciągu bawi się w prawdziwego detektywa. Śledzi, podsłuchuje, składa raporty oraz wpada w pułapkę. Na własne życzenie. Można by pomyśleć, że mając tak dużo niepokojących informacji na temat Bane'a wypadałoby wezwać posiłki - np. Jean-Paul Valley'a - ale nie… Lepiej samemu działać i dać się ostatecznie uwięzić. Wiem, że takie głupiutkie zachowanie niemalże idealnie wpisuje się w zachowanie superbohatera, ale wyskok Robina drażnił mnie kilkanaście lat temu i drażni także dzisiaj.


I jeszcze jedno. Pamiętacie jak Bane złamał Killer Croca? Informuję, że nasz zielonołuski złoczyńca powrócił i pała żądzą rewanżu. I to w sumie dzięki niemu Robin wyrwał się - na ten moment - z rąk pana Bane'a. Muskularnego typa, który dość precyzyjnie nakreślił plan pokonania Batmana. Maksymalnie zmęczyć Mrocznego Rycerza - wykorzystując rozróby wzniecane przez szaleńców z Arkham - a potem wykończyć. To znaczy zabić. Proste? Proste.

Okładka sztos!
_________________________
"Crocodile Tears"
#660 "Detective Comics" vol 1 [05/1993]
Scenarzysta: Chuck Dixon
Rysownik: Jim Balent
Kolor: Adrienne Roy
Tusz: Scott Hanna
Twórca okładki: Sam Kieth
Polskie wydanie: "Batman Knightfall: Upadek Mrocznego Rycerza" tom drugi [Egmont, 2022] oraz "Krokodyle łzy" [TM-Semic, 09/1995]


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Bomba"

Kastylia oczami Palaciosa

"Przesilenie"