Zawsze jak czytam, że dany komiks prezentuje się lepiej wizualnie niż fabularnie uśmiecham się pod moim lekko siwym wąsem i zawsze w takich chwilach zastanawiam się, co autor miał na myśli pisząc w ten sposób. Rozczarowała go wizja pana scenarzysty i nie chciał urazić go otwarcie? Przerosła go infantylność komiksów lat osiemdziesiątych i bał przyznać się do tego wprost nawet przed samym sobą? Niezależnie od powodów, dla których takie zawoalowane opinie pojawiają się, o niektórych kwestiach trzeba mówić otwarcie, więc mówię: "X-Men. Wojna w Asgardzie" nie jest tytułem dla każdego.
Oczywiście, nie można jednak powiedzieć, że jest to komiks zły czy idiotyczny z uwagi na pojawiąjące się w nim rozwiązania fabularne. Po pierwsze, mówimy o historii superbohaterskiej i o lore X-Men, czyli o rzeczywistości, w której dochodziło chyba do najbardziej absurdalnych akcji w całym uniwersum Marvela i to nie tylko za sprawą pana Chrisa Claremonta. "Wojna w Asgardzie" nie jest tutaj żadnym wyjątkiem.
Po drugie, zawarte w tym albumie historie to produkt lat osiemdziesiątych a jak ktoś nie pamiętam to przypominam starą prawdę: nie wszystkie historie wówczas pisane można było uznać za dobre. I nie ma co się obrażać, bo takie są fakty. Potwierdzą to zarówno specjaliści od Marvela - pisze o tym chociażby pan Douglas Wolk w swojej książce "Cały ten Marvel. Niesamowita podróż po uniwersum Marvela – epopei 27 tysięcy komiksów" - jak i osoby sięgające w latach dziewięćdziesiątych po zeszytówki od ekipy TM-Semic. Opinie niezbyt przychylne można znaleź teraz, wystarczy wejść na sociale polskiego wydawcy.
Czy chcę przez to powiedzieć, że historie zebrane w "X-Men. Wojna w Asgardzie" zaliczają się do grupy tych mniej fajnych? Powiem tak: wczoraj skończyłem czytać album "Przeznaczenie X. Wolverine" i jak lubię flow pana Benjamina Percy'ego to tym razem nie biłem mu braw. Czy go skreśliłem? Nie. Tak samo jak nie skreślam historyjek superhero z lat osiemdziesiątych czy nawet wcześniejszych. Tak samo jak nie odstawiam na tor boczny powieści pana Gahama Mastertona czy filmów klasy B. Podchodzę do nich z dużym dystansem, odkładam na bok moje marudzenie i po prostu płynę z historią. I żeby nie było, czytając chociażby mini event "X-Men/Alpha Flight" pomstowałem pod nosem na dłużyzny fabularne, monotonię scenerii, powtórzenia i dialogi nic de facto nie wnoszące do aktualnej fabuły - tak, rozumiem, historia jest częścią większego uniwersum - ale i tak cieszę się, że dane mi było ten album przeczytać.
Powiem więcej: oby takie albumy nadal były w Polsce wydawane. I szczerze? Wierzę, że tak będzie. Mucha Comics lubi sięgać po takie ramotki. Chwała im za to i mam nadzieję, że nie ustaną w swojej misji, bo stawiając na takie tytuły wykonują naprawdę dobrą robotę. Zwłaszcza dla fanów takich superbohaterskich historyjek i dla osób, które kupowały zeszytówki z takimi historyjkami w kioskach. Z tego co obserwuję jest to nadal bardzo liczba grupa odbiorców i nie prawda, że są to głównie osoby młode wchodzące dopiero w świat Marvela. Oczywiście takie również się w niej znajdą ale wydaje mi się, że jej clou to osoby w moim wieku. Osoby po czterdziestce siegające po takie albumy trochę z sentymentu a trochę z chęci bycia nadal dzieckiem.
PS. Fabuły nie zamierzam Wam zdradzać. Jeśli ktoś chciałby ją poznać to zapraszam do lektury komiksu albo do przeczytania jej streszczenia na stronach fanowskich. Linki poniżej 🙂
------------------------------
#001-#002 "X-Men/Alpha Flight" vol 1 (09-10/1985)
#001 "New Mutants Special Edition" vol 1 (09/1985)
#001 "X-Men Annual" vol 1 (10/1985)
napisał: Chris Claremont
narysowali: Paul Smith, Arthur Adams
pokolorowały: Glynis Oliver, Christie Scheele, Petra Scotese
Polskie wydanie: "X-Men. Wojna w Asgardzie" [Mucha Comics 10/2025]
Komiks otrzymałem od wydawcy.



