"The Bounty Hunters: Kenix Kil", czyli kolejna historia ze świata Star Wars, która wpadła całkowicie przypadkiem, kiedy potrzebowałem gwiezdnowojennej rozrywki do porannej kawy.
Historia koncentruje się w całości na postaci Kir Kanosa, byłego imperialnego gwardzisty, którego powinniście znać z serii "Karmazynowe Imperium" Jak nie znacie tej serii to poznajcie, bo to fajna - przynajmniej taką ją zapamiętałem - opowieść. Czy jej lektura jest jednak totalnie konieczna, aby w pełni czerpać z "The Bounty Hunters: Kenix Kil"? Absolutnie nie. Dlaczego?
Przede wszystkim jeszcze zanim fabuła ruszy na dobre scenarzysta, pan Randy Stradley, dostarcza nam kilku prostych informacji na temat przeszłości bohatera. Są one podawane w telegraficznym skrócie, ale można połapać się - jeżeli oczywiście, choć trochę kojarzymy chronologię Legend - z kim mamy do czynienia. A jak już przyswoimy podstawowe dane to cała reszta wchodzi bardzo gładko, bo to bardzo prościutka historyjka jest 😉
Otóż, naszego bohatera spotykamy na Baramorrze, tj. na planecie rządzonej przez niejakiego Banjeera, który jest lokalnym mafioso trzymającym w szachu wszystkich łowców nagród z tego regionu. Podobno facet jest nietykalny, bo ma kontakty z władzami Imperium. Nie wygląda on jakoś przesadnie groźnie - przypomina myśliwego, który wybiera się na safari - ale budzi respekt.
Czy robi on wrażenie na naszym bohaterze? Ani trochę. Były gwardzista jest przekozacko pewny siebie, wydaje się doskonale wiedzieć dokąd zmierza, każdy jego ruch wydaje się przemyślany i w ogóle przypomina kosmicznego Rambo. Może na samym początku wyglądał jakby poruszał się we mgle, choć może to tylko były pozory. Być może od początku polował na tą konkretną zgraję Łowców Nagród, ale jeżeli tak rzeczywiście było to ja tego nie czułem.
Jak już zaznaczyłem scenariuszowo historia jest do bólu prosta. Kir Kanos najpierw błąka się po barach pytając o różne sprawy, następnie podając się za łowcę nagród Kenix Kila sprzymierza się ze wspomnianym watażką a w finale sprawnie wyżyna wszystkich bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. I tyle.
Od strony wizualnej komiks może się podobać, bo pan Javier Saltares dostarcza nam sporo detali oraz idzie w umiarkowany realizm. Naprawdę fajnie się patrzy na tych łowców nagród i ich rynsztunek 🙂
I ciekawostka na koniec. Na Bastionie Star Wars można wyczytać, że "The Bounty Hunters: Kenix Kil" jest wstępem do historii "Karmazynowe Imperium. Rada we krwi". Warto mieć to na uwadze.
------------------------------
napisał: Randy Stradley
narysował: Javier Saltares
Polskie wydanie: "Star Wars Komiks #043" (Egmont, 03/2012)




