[2018] "RIP. Derrick. Ciężko przeżyć własną śmierć"


Jaki cel przyświeca autorom piszącym takie opowieści? Próbują nas ostrzec, przypomnieć jak niewiele trzeba, aby los kopnął nas w tyłek? A może osoby odpowiedzialne za snucie takich dramatów po prostu odreagowują, dając upust wspomnieniom sprzed kilkudziesięciu lat? Nie odpowiem na te pytania i pewnie wielu czytelników będzie miało z nimi problem. "Derrick" nie jest bowiem historią dającą się łatwo zaszufladkować. Jedni zobaczą w niej opowieść o wrednej karmie, drudzy przypowieść o winie i karze. Jeszcze inni w trakcie lektury obiją się o prozę dnia codziennego. Każdy będzie miał rację.

Julien Monier oraz Gaet's zabierają czytelników do bliżej nieokreślonego, amerykańskiego miasteczka. Nie do żadnego znanego, nic z tych rzeczy. To jedno z tych miejsc na mapie, gdzie stary bóg został wymieniony na coś bardziej konkretnego, bardziej namacalnego. Na gorzałę, steki i cycki barmanki Fanette. To rzeczywistość, w którym doba - od lat wspierająca ten sam harmonogram - nabiera bardzo koszmarnego wydźwięku. To świat, w którym wegetuje tytułowy bohater, Derrick. Czterdziestoletni facet pracujący w firmie sprzątającej, specjalizującej się w usuwaniu odpadów. To znaczy Derrick i jego towarzysze - nie chcielibyście spotkać ich w ciemnej alejce - sprzątają w miejscach, w których zalegają zwłoki. Rozkładające się, skruszałe, zapomniane. Nie jest to zajęcie dla mięczaków, często wymaga żelaznych nerwów oraz odpornego żołądka. Niekiedy jednak - dajmy na to między trupem spaślaka a staruszką przypominającą mumię - wszystkie te niewygody schodzą na plan dalszy i pojawia się błysk nadziei na lepsze jutro. Tak było i tym razem. Kiedy na horyzoncie pojawia się Pierścień nasz bohater traci dla niego głowę.

Twórcy komiksu pisząc historię Derricka porzucają subtelność na rzecz dosłowności. Chcąc pokazać obrzydliwego trupa pokazują obrzydliwego trupa. I mają gdzieś fakt, że pewna grupa czytelników może nie dotrwać do samego końca. Chcąc nadać opowieści mocnego wydźwięku nie malują świata na różowo. Takie działanie mijałoby się z celem. Zamiast tego opowiadają szczerze o problemach amerykańskiej klasy robotniczej, którym to problemom było blisko do kłopotów nękających bohaterów filmu "Hillbilly Elegy" w reżyserii Rona Howarda. Może i bohaterowie komiksu to postacie lekko przerysowane - ocierające się wręcz o karykaturę - ale czasami tylko można przemówić do ogółu. Tylko w ten sposób może przykuć uwagę czytelnika. Chociażby piszącego te słowa, który zaraz zasiada do tomu drugiego i będzie wyczekiwał kolejnych.



#001 "RIP. Derrick, Je ne survivrai pas à la mort" [2018]
Polskie wydanie: "RIP. Derrick. Ciężko przeżyć własną śmierć" [2022, Non Stop Comics]

>>> Dziękuję wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. <<<



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Bomba"

Kastylia oczami Palaciosa

"Przesilenie"