[5] Piątki z dreszczykiem: "Miasto Innych"


Kiedy poznałem kreskę pana Berniego Wrightsona? Jeszcze zanim pochłonęła mnie historia doktora Hollanda zaglądałem do Domu Tajemnic, gdzie jego gospodarz - styrany życiem Kain - zachęcał do wysłuchania kolejnych, strasznych opowieści. Czyli takich, które lubię najbardziej. W trakcie jednej z takich wycieczek przeczytałem o Andrew Darwoodzie, oszuście uciekającym przed stryczkiem. Historia "The Man Who Murdered Himself" miała swój upiorny magnetyzm, ale nie tym mnie zaskoczyła. To rysunkom poświęciłem wówczas najwięcej uwagi. Genialnym - jestem w pełni świadom wagi tego słowa - w opisie grozy towarzyszącej opowieści. Oczywiście ich autorem był pan Wrightson, który z dnia na dzień został moim horrorowym guru.

Na początku listopada minionego roku Wydawnictwo KBoom zaczęło mówić o wydaniu "Miasta Innych". Pomyślałem wówczas: jak to dobrze, że ktoś pamięta o straszeniu polskich czytelników. Wiedziałem, że Bernie Wrightson zna się na swojej robocie, więc byłem pewien horroru na wysokich obrotach. Co tu dużo mówić, na planszach jego autorstwa trup ściele się gęsto, fruwają odrąbane kończyny a jak kogoś ciekawi ludzkie wnętrze to ma okazję przyjrzeć mu się bliżej. U Berniego nie ma miejsca na subtelność. Artysta nie próbuje kluczyć, unikać krwawych scen. Jeżeli dana sytuacja wymaga drastycznego podkreślenia - dla przykładu: Chaps rozkładający Tomasa na elementy pierwsze - to takie podkreślenie się pojawia.

W przypadku "Miasta Innych" uzupełnieniem 'strasznej' kreski Wrightsona jest historia pisana przez Steve'a Nilesa. Opowieść o szalonym naukowcu - trochę w nim słynnego Victora Frankensteina, trochę Josefa Mengele - szukającym przepisu na nieśmiertelność. Historia o wieloletnim pojedynku owej strasznej postaci z wampirami, które zdają się posiadać coś czego szalony doktor pożąda. I wreszcie, "Miasto Innych" to wyznanie mordercy, niejakiego Stasia Bludowskiego. Choć wspominam o nim na końcu to właśnie on jest aktorem pierwszoplanowym tego krwawego dramatu. Bezwzględnym zabójcą, wypranym z emocji człowiekiem nie bojącym się podrzynać gardeł zarówno winnym jak i niewinnym. Wynikiem dziwnego splotu zdarzeń zostaje dzieckiem nocy pijącym krew. Nieoczekiwanie wraz ze zmianą przynależności gatunkowej zaczyna inaczej postrzegać pewne sprawy. Tak jakby rozrywając gardła zastanawiał się dłużej, czy aby na pewno dana osoba zasługuje na śmierć.

Lamberto Bava. Kojarzycie? Jeżeli miałbym do czegoś przyrównać "Miasto Innych" to byłoby to filmy tego właśnie włoskiego reżysera. Wrightson i Niles - wspierani przez José Villarrubię - zafundowali czytelnikom widowisko fantastycznie szalone, krwawe z odpowiednią dawką gore. Dodatkowo ubrali je w ciekawą opowieść z ciekawym bohaterem. Dla mnie - osoby kochającej horror lat dziewięćdziesiątych i cudowne tytuły od wydawnictwa Amber - to pozycja obowiązkowa. Musiałem ją przeczytać i przeczytałem.


"City of Others" [02-09/2007]
Polskie wydanie: "Miasto Innych" [Wydanictwo KBoom, 2023]


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Bomba"

Kastylia oczami Palaciosa

"Przesilenie"