"Vahanara!"

 
Mówiąc o albumie "Vahanara!" wypadałoby zacząć od nazwisk. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że Kultura Gniewu wydając ten tytuł składa hołd artystom, którzy kilkadziesiąt lat temu dokładali starań, aby Polska też swój komiks miała. Takim inicjatywom zawsze biję brawa; zarówno jako historyk, jak i osoba odpowiedzialna za fanpage Retro komiks. Jest to bowiem nie tylko ciekawa forma wyrażenia uznania dla twórców starszego pokolenia, ale także dobra okazja do zapoznania młodszych czytelników z rysunkowym medium czasów Polski Ludowej.

Jak zapewne pamiętacie - albo słyszeliście siedząc przy rodzinnych stołach - czasy PRLu nie należały do najłatwiejszych. Pod górkę mieli również twórcy komiksów zmuszani do ciągłego unikania czujnego oka cenzury. Nierzadko chcąc obejść niewygodne pytania ze strony ówczesnych stróżów porządku podążali oni w bezpieczne rejony czystej fantazji wierząc, że fantastyka naukowa i kreowane przez nią rzeczywistości zapewnią im swobodę artystyczną. Historie zebrane w albumie "Vahanara!" zdają się potwierdzać taki właśnie schemat działania.

Pierwsza z opowieści - tytułowa "Vahanara!" Jerzego Wróblewskiego oraz Mieczysława Derbienia - przenosi nas do epoki podboju Układu Słonecznego. Kolonizacja Jowisza zdaje się być na wyciągnięcie ręki, kosmiczne technologie także nie mają przed człowiekiem większych sekretów. Chyba, że do takich zaliczyć dziwne promieniowanie zmieniające nowoczesne komputery w istoty zagrażające rasie ludzkiej. "Vahanara!" to zdecydowanie perełka polskiego komiksu. Barwnie opisana, ze szczegółami wyjaśniająca mechanizmy świata przyszłości oraz kładąca duży nacisk na dokładne zaprezentowanie zjawiska jakim jest tajemniczy okrzyk 'vahanara'. Kto zna prace pana Jerzego Wróblewskiego te wie, że potrafi on z powodzeniem przenosić fabularne detale na plansze.


Dla odmiany Grzegorz Rosiński i towarzyszący mu Ryszard Siwanowicz oraz Andrzej Sawicki fundują nam podróż w czasie i zabierają do świata dinozaurów. Mamy 2022 rok. Pracownicy Instytutu Temporalnego pracują nad pierwszymi wersjami chronolotów, testują maksymalną prędkość jaką mogą osiągnąć oraz opracowują zestawy wspomagające dzielnych śmiałkach w ich niecodziennych podróżach. Trudzą się nad tymi aspektami od blisko trzydziestu lat, tj. od połowy lat dziewięćdziesiątych, kiedy to profesor Zweisten przygotował teoretyczne podłoże pod podróże w czasie. Czy ich praca dobiegnie kiedyś końca? Czy koniec końców zostanie skonstruowany statek, dzięki któremu będzie można dotrzeć tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek? W "Najdłuższej podróży" szczęśliwy finał ma miejsce 1 marca 2150 roku. Piątka bohaterów - odpowiednio wyposażonych, np. w skafandry z wbudowanymi serwomechanizmami wzmacniającymi siłę [od razu przypomniał mi się cykl "Cobra" pana Zahna] - cofa się do początków naszej ery, aby na żywo przyjrzeć się sławnym gadom. Zrobić zdjęcia, nakręcić kilka filmów. Wiecie... generalnie chcą zafundować sobie takie ekstremalne safari. Bardzo fajna historyjka. Zapewne znana staryszm czytelnikom komiksów. A może i młodszym także. Tak czy inaczej warta ponownej lektury. Mnie osobiście najbardziej urzekają nazwy własne, mające - jak zakładam - nadać opowieści pewnej naukowej otoczki. I tak możemy usłyszeć o chronolotach, emiterach grawitacyjnych, grawilotach, ultradźwiękowo-radiowych przetwornikach, ultralokatorach oraz panoramiksach. Coś wspaniałego.


Ostatnia opowieść - "Spotkanie" - to krótki, humorystyczny obraz spotkania dwóch obcych ras na naszym rodzimym podwórku. Bogusław Polch i Ryszard Siwanowicz z przymrużeniem oka spoglądają na temat 'bliskiego spotkania trzeciego stopnia', bawią się konwencją sf stawiając nie tyle wielkie pytania co doprowadzając do sytuacji wręcz absurdalnej. Bardzo dobre zamknięcie albumu.

Miałem wspominać o nazwiskach, o tych wielkich zasłużonych dla polskiego komiksu, ale doszedłem do wniosku, że historie ujęte w albumie "Vahanara!" są najlepszym świadectwem fantastycznej pracy naszych rodaków. Rozumiem także, że dla części czytelników - zwłaszcza tych młodszych - lektura tych komiksów może nastręczać trochcę problemów. Rozumiem i dlatego mam dla nich dobrą radę: zapomnijcie na moment o współczesnym komiksie, o modzie na duże wyraziste plansze mówiące więcej niż tysiąc słów. Spróbujcie podjeść do tego albumu jak do powieści przygodowej wypełnionej bogatymi w szczegóły ilustracjami. Uwierzcie, że warto zatrzymać się i dać mu szansę.


"Spotkanie" [1976]
"Vahanara!" [1978]
"Najdłuższa podróż" [1980]

Wydanie zbiorcze: "Vahanara!" [05/2023]
Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Bomba"

Kastylia oczami Palaciosa

"Przesilenie"