Pierwsza plansza i już wiedziałem, że ten tytuł to coś dla mnie. Nie tylko dlatego, że ostatnie albumy od pana Daniela Warrena Johnsona doszczętnie mną pozamiatały; totalnie dając czadu tak fabularnie, jak i rysunkowo czy kolorystycznie. Owszem, ten artysta rozumie znaczenie spektakularnej, dobrej, komiksowej rozrywki ale w przypadku "Transformersów" zadziałało coś jeszcze. Mianowicie, chodzi o dreszczyk pozytywnych wibracji związany z powrotem do tego dawno niewidzianego i trochę zapomnianego uniwersum. Ktoś powie 'przecież otrzymaliśmy całkiem sporo filmów' i przyznam temu komuś rację, ale nie będę ukrywał, że dla mnie wojna Autobotów i Deceptikonów to głównie świat komiksów. Co prawda, wiele tych historii bardzo paskudnie się zestarzała, ale jak widać samo uniwersum dalej inspiruje. W dalszym ciągu pojawiają się artyści chcący należeć do tej wielkiej rodziny kosmicznych robotów z czego ja osobiście, ja czterdziestolatek, po prostu się cieszę. A jeszcze bardziej cieszy się moje wewnętrzne dziecko.
Dlaczego? "Transformers" Daniela Warrena Johnsona dają do pieca. Ten amerykański twórca, autor rewelacyjnego albumu "Z całej pety!" - jedna z trzech, pierwszych propozycji od Nagle Comics - jest tym twórcą, który w prosty ale konkretny i widowiskowy sposób pokazuje jak powinien wyglądać nowoczesny komiks rozrywkowy. Owo zrozumienie potrzeb dzisiejszych czytelników widać w niemalże każdym elemencie tej opowieści. Począwszy od rysunków - jakże kolorowych, jakże pięknie bawiących się ruchem postaci - poprzez scenariusz, w którym non stop z tonami poważnymi i bardzo poważnymi przeplata się zwykły dowcip, często czysto sytuacyjny.
Ten ostatni element fabuły to jednak dla mnie pewne novum w tym uniwersum. Nie powiem, często 'problemy' kosmicznych robotów wywoływały na mojej twarzy uśmiech - naiwność akcyjna w ich klasycznych przygodach poraża - ale w tych "Transformersach" pan Johnson do pewnego stopnia zdaje się nawet leciutko pokpiwać z tej całej konwencji. Bohaterów przerysowuje do granic możliwość, czyniąc ich poniekąd karykaturami samych siebie. I tak chociażby, dzięki tym właśnie zabiegom dostajemy groźne Deceptikony powtarzające do znudzenia ten sam dowcip o 'dobrej zabawie' z miękkimi ludzikami. Te metalowe Złote są tak zaślepione pogardą do ludzi, złem oraz wolą prowadzenia wymiany ognia, że tracą niemalże kontakt z rzeczywistością. Ich wielka rola - jakby nie patrzeć walka Deceptikonów i Autobotów to komiksowa klasyka - zostaje strywializowana a im samym przypisana jest rola prostych, banalnych narzędzi chaosu. Skala tego bezrozumnego niszczenia jest tak duża, że również Deceptikony zaczynają dostrzegać bezsens swoich działań. Jakby nie patrzeć ich postawa ma w sobie coś z żartu.
Po drugiej stronie planszy widzimy drużynę Autobotów, którymi dowodzi nie kto inny tylko Optimus Prime. Dobrze go znamy. Dobry, opanowany, inteligentny, przywódca jakiego Deceptikony nigdy nie będą miały. Bohater o nieposzlakowanej opinii, szlachetny do bólu. Ideał. Ekipa przez niego dowodzona jest do pewnego stopnia jego kopią. Nie zawsze jego podopieczni rozumieją jego decyzję, ale jako lider Optimus Prime potrafi nimi odpowiednio pokierować. Także w kwestii niesienia pomocy ludziom i co zrozumiałe, temu wątkowi autor poświęca bardzo dużo miejsca. Właściwie to on napędza całą fabułę, bowiem polem rywalizacji tych dwóch frakcji jest właśnie Ziemia.
"Transformersi" Daniela Warrena Johnsona to tytuł nie tylko dla fanów serii, ale czytelnicy szukający w takich albumach czegoś więcej niż rozrywki mogą się odbić. Od razu jednak zaznaczam, że nie jest to tytuł zły czy sypiący idiotyzmami na prawo i lewo. Autor próbuje nawet iść w powagę, próbuje przemycać coś co ma obudzić w odbiorcy emocje, ale wątek chociażby rodzinnej tragedii Spike'a - nowy, młody przyjaciel Autobotów - trochę rozmywa się na tle przyjemnie spektakularnej wymiany ognia między dwoma kosmicznymi obozami, co mi jednak zupełnie nie przeszkadzało. Przeciwnie.
Zakładam, że pan Daniel Warren Johnson dostając zielone światło na historię ze świata Transformersów miał zadbać oto, aby było widowiskowo, kolorowo oraz zrozumiałe dla każdego. I tak właśnie to wygląda. Dodatkowo ten tytuł to nowe rozdanie sagi, więc autor - i tutaj kolejny plusik dla niego - zadbał o odpowiednie, fabularne podłoże. Dzięki niemu dowiadujemy się o Cybertronie, znaczeniu energonu, iskrze a także zostaje wspomniany Megatron, choć na ten moment jego postać owiana jest tajemnicą. Jakby tego było mało dodatkowego kopa nadają fabułe fajne wkręty muzyczne! Tego akurat się spodziewałem - w końcu autor to fan metalu - ale i tak zrobiły one na mnie bardzo dobre wrażenie.
Kończąc. "Transformersi" dają czadu! Bardzo jestem ciekaw jak album zostanie oceniony przez szersze grono odbiorców, ja bawiłem się doskonale i czekam na tom numer dwa.
____________________
"Transformers" tom I [2023-2024]
Scenarzysta: Daniel Warren Johnson
Rysunki: Daniel Warren Johnson
Kolory: Mike Spicer
Tłumacz: Tomasz Kupczyk
Seria: Transformers
Format: 170x260 mm
Liczba stron: 144
Oprawa: miękka
Druk: ["kolor"]
ISBN-13: 9788367725392
Data wydania: 17 wrzesień 2024
Dziękuję wydawnictwu Nagle Comics za udostępnienie egzemplarza do opinii.
Opis wydawcy:
Kolejna odsłona Energon Universe. Optimus Prime miał poprowadzić Autoboty do zwycięstwa, ale plan się nie powiódł. Los Cybertronu pozostaje nieznany, a jego obrońcy zwarci w śmiertelnym uścisku z Deceptikonami lądują bardzo daleko od domu. Odwieczna wojna potężnych sił przenosi się na Ziemię, nowe sojusze zostają zawarte, linie frontu wykreślone na nowo. Czy Optimus Prime ocali ludzkość przed zagładą?
.jpg)


