Robert Wiene i jego wampir

 

"Gabinet doktora Caligari" nie tylko ukazał potencjał drzemiący w kinie ekspresjonistycznym, ale także dodał skrzydeł samemu reżyserowi. Szalony hipnotyzer kierujący lunatykiem-zombie zdobył uznanie widowni a krytycy życzliwie ocenili fantazyjność filmu, fantazyjność widoczną zarówno w groteskowej scenografii jak i oryginalej fabule. Nic więc dziwnego, że Robert Wiene zachęcony powodzeniem ostatniego przedsięwzięcia postanowił iść za ciosem i nakręcić kolejny obraz osnuty w klimatach grozy. Do współpracy zaprosił kilka osób z ekipy sprawdzonej przy poprzednim projekcie. W szeregach zatrudnionych znalazł się między innymi operator Willy Hameister oraz austriacki scenarzysta Carl Mayer, który coraz lepiej rozumiał na czym dokładnie ma polegać horror.

Lord Melo i jego oryginalna komnata

Choć film "Genuine: A Tale of a Vampire" ostatecznie nie dorównał historii doktora Caligari to jednak można dostrzec w nim schematy wykorzystane we wcześniejszym filmie Roberta Wiene. Ponownie widzimy postać - ekscentrycznie wyglądający Lord Melo - wzbudzającą zachowaniem kontrowersje wśród lokalnej społeczności, pojawiają się także wątki stricte romantyczne oraz motyw kontrolowania jednej jednostki przez drugą. Tytułowa bohaterka - wzorem Francisa* - może nawet uchodzić za jednostkę tragiczną. Torturowana przez afrykańskie plemię, sprzedana na targu niewolników, więziona przez wspomnianego Lorda Melo, marząca o wolności i prawdziwej miłości. Kobieta pragnąca nieustannego uwielbienia oraz krwawej ofiary. Skorelowana przez twórców z wampirem w niczym jednak wampira - przynajmniej w jego najbardziej rozpoznawalnej formie - nie przypomina. Przyglądając się jej zachowaniu oraz niecodziennym zdolnościom można natomiast zauważyć u niej pewne podobieństwa do czarownicy, kapłanki bądź egzotycznej bogini. Genuine wydaje się emanować osobliwym czarem, który pozwala jej mamić przedstawicieli płci przeciwnej. Gdzie jednak mamy szukać źródła owych wyjątkowych mocy? Twórcy filmu pozostawiają tę kwestię bez odpowiedzi.

Genuine rzucająca zły urok

Od strony artystycznej "Genuine" wypada bardzo okazale; zwłaszcza jeżeli doceniacie koncepcje ekspresjonistów oraz ich surralistyczne wyobrażenie rzeczywistości. W filmie nie brakuje abstrakcyjnych obrazów - brawa należy kierować pod adresem niemieckiego malarza Cesara Kleina - zdeformowanych figur oraz odrealnionych pomieszczeń. Wielkim atutem są także przepiękne kostiumy, wystarczy spojrzeć na bardzo malowniczą - momentami przypominającą tancerkę z Moulin Rouge - postać tytułową. Dodatkowo w "Genuine" występuje element, który bardzo udanie podkreśla dynamizm i dramaturgię opowieści. Mówię tutaj o ruchach czy wręcz tańcu głównej bohaterki. Fern Andra - amerykańska akrobatka będąca aktorką - szarpiąc na scenie swoim ciałem potrafi zahipnotyzować. Może i jako 'wampir' nie wypada zbyt przekonywująco, ale zdecydowanie jest dziewczyną potrafiącą oczarować mężczyzn.


W filmie "Genuine: A Tale of a Vampire" zabrakło mi jednego, mianowicie dowodu na to, że przyszło nam się mierzyć z kinem grozy. Nie pomogło nawet doświadczenie Carla Mayera. Jedno zbliżone ujęcie na brzytwę, obraz rozwścieczonego tłumu polującego na potworya czy wyraziście pomalowane oczy to mimo wszystko za mało, aby nadać opowieści znamiona horroru. Genuine nie jest - choćbyśmy nie wiem jak bardzo chcieli - drugim somnambulikiem Cezarem. W jej działaniach brakuje agresywności i odpowiedniej makabry. Owszem odznacza się pewną dozą okrucieństwa, lecz w zbyt małych - jak na mój gust - ilościach. Z drugiej strony niniejszy film Roberta Wiene jest prawdopodobnie jednym z pierwszych  obrazów, w których mamy zaprezentowaną tak silną postać kobiecą. I to właśnie dla niej, dla tej niesamowitej postaci, nie tyle tytułowego wampira co po prostu dla ciekawej, elektoryzującej persony warto poświęcić chwilę.

Fern Andra jako Genuine


* Bohater filmu "Gabinet doktora Caligari". Narrator opowieści o tytułowym szalonym hipnotyzerze, który finalnie okazuje się sam być pacjentem zakładu psychiatrycznego.