Skryba Edwin i potwór

"Dom Slaughterów. Szkarłat" Non Stop Comics


Poświąteczna podróż do domu przebiegła przy lekturze drugiego tomu "Domu Slaughterów", z której to lektury jest ogólnie zadowolony. Choć czytając pierwszy album spinoffa "Coś zabija dzieciaki" miałem lekkie wątpliwości czy takie rozbudowywanie uniwersum jest komukolwiek potrzebne to dzisiaj tych wątpliwości nie mam. Sam Johns brakuje chwilami doświadczenia Jamesa Tyniona IV, ale mimo wszystko ta młoda scenarzystka zdaje się znać podwaliny dobrze skonstruowanych opowieści. Historia przez nią rozpisana wciąga a przy tym nie zarzuca czytelnika tandetnymi cliffhangerami. I takie podejście dla tej historii jest dobre.

Przewodnikiem po "Szkarłacie" jest dziwny Edwin Slaughter. Piszę 'dziwny' gdyż jego inność bardzo mocno w tym komiksie jest ogrywana i to na kilku płaszczyznach. Na dzień dobry dowiadujemy się, że Edwin jest skrybą a nie typowym żołnierzem przywykłym do nieustannego narażania życia. Nie jest wojownikiem, ale to właśnie jego mistrz Colin wyznacza do sporządzenia raportu mającego wyjaśnić wypadki dzieci przebywających na obozie Sturgeon położonego nad jeziorem Michigan. To jest punkt wyjścia. Dalsza część historii to relacja z 'wycieczki' Edwina, która także przebiega zaskakująco niestandardowo.


Nie jesteśmy bowiem świadkami typowego śledztwa, bohatera nic nie ściga a on sam wydaje się mało zainteresowany polowaniem na potwory. Skutkiem czego nasza opowieść spowalnia zanim na dobre się rozkręciła. Nie jest to jednak wpadka czy zagrywka chybiona. Rozważania dziwnego, lekko oderwanego od rzeczywistości - wystarczy spojrzeć na jego rysunki - chłopaka dają po pierwsze ciekawy obraz tego czym zajmują się Szkarłatne Maski, po drugie nie zawsze popisy fighterów są tym czego komiks potrzebuje. A prawda jest taka, że akurat ta historia, historia skryby Edwina powinna być opowiedziana bez fajerwerków.

"Dom Slaughterów. Szkarlat" to opowieść o chłopcu będącym świadkiem śmierci matki. O potworze żywiącym się wspomnieniami z tego zdarzenia i nietypowej symbiozie łączącej te dwie jednostki. Tutaj brak miejsca na obrazy walki, na krwawe pojedynki. Nawet finałowe starcie Edwina z monstrum ukrywającym się w jeziorze Michigan przybiera formę historii opowiadanej przy ognisku przez chłopaka z obozu Sturgeon. Takich zabaw formą mamy całkiem sporo. Właściwie każdy zeszyt to dwie płaszczyzny czasowe, historia w historii. Może nie jest typowa opowieść szkatułkowa, ale komiks bardzo blisko niej lawiruje.


Twórcy komiksu lawirują także wokół innego tematu. Przyglądając się Edwinowi szybko orientujemy się, że na jakimś poziomie łamie on standardy Zakonu Świętego Jerzego. Co więcej, jego inność zdaje się być powiązana ze zmianami zachodzącymi w Domu Slaughterów. Finał story nie dostarcza jednak szczegółowych odpowiedzi, co również nie jest czymś złym. W mojej ocenie twórcom udało się skutecznie zachęcić czytelników do sięgnięcia po kolejną odsłonę serii a przecież właśnie oto chodzi. Aby spędzić miło spędzić czas przy lekturze danego komiksu, nawet jeżeli fabuła tego komiksu jest chwilami mętna jak rysunki pani Letizii Cadonici.
____________________
#006-010 "House of Slaughter. Scarlet" [05-10/2022]
Polski tytuł: "Dom Slaughterów. Szkarłat"
Scenarzysta: Sam Johns
Rysownik: Letizia Cadonici
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Seria: Dom Slaughterów
Format: 170x260 mm
Liczba stron: 144
Oprawa: miękka
Druk: kolor
ISBN-13: 9788382305050
Data wydania: 11 październik 2023
Dziękuję wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie egzemplarza do opinii.

Opis wydawcy:
Jakież to sekrety zapisują w mrocznych zakamarkach Domu Slaughterów Szkałatne Maski, tajemniczy skrybowie Zakonu Świętego Jerzego? Rozmiłowany w historiach o łowcach z przeszłości oraz tych, pośród których żyje, Edwin Slaughter tylko spisuje ich opowieści... bez szans na przeżycie tego, co oni. Do czasu, gdy legendarne, odpowiadające za śmierć niezliczonych dzieci monstrum nie zmusza go do udziału w akcji. Czy pożyje wystarczająco długo, by spisać doświadczenia, czy też zginie, nie opowiedziawszy swojej historii?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Bomba"

Kastylia oczami Palaciosa

"Przesilenie"