"X-Men. Upadek mutantów. #225-227 Uncanny X-Men"

 
Pierwsza część recenzji poświęconej eventowi Fall of the Mutants.

Chrisa Claremonta przedstawiać nie muszę. Człowiek legenda dla wszystkich, dla których przygody Ludzi X zawsze były i zawsze będą najważniejszą częścią uniwersum Marvela. Zapewne część z nas pamięta tego scenarzystę z pierwszych, wydawanych na naszym polskim podwórku zeszytów "X-Men". Oczywiście, za sprawą ekipy z TM-Semic, której - co tu dużo tłumaczyć - jestem wdzięczny od blisko trzydziestu lat. To dzięki nim dzieciak z małego miasta wkroczył do wielkiego świata superhero. To dzięki semicowym zeszytówkom pokochałem świat komiksu. Choć zdarzało się - o czym dowiedziałem się będąc bardziej świadomym czytelnikiem - że drukowane przez nich historie były przycinane to mimo wszystko na kolejne spotkanie z bohaterami Marvela i DC czekałem z wypiekami na twarzy. Nie wiem czy będzie mi dane jeszcze kiedykolwiek poczuć podobny dreszczyk emocji, ale cieszę się za każdym razem, gdy polscy wydawcy pamiętają o dzielnych X-Menach. Tyle tytułem wstępu.

Naturalnie, oddaje się wspomnieniom nie bez powdów. Kilka dni temu miał premierę piąty album z serii "X-Men. Punkty zwrotne". Tym razem na warsztat został wzięty event "Fall of the Mutants". W latach dziewięćdziesiątych ledwie się o niego otarliśmy, teraz jednak fani mutantów powinni być zadowoleni. W niniejszym tomie Egmont zmieścił całe wydarzenie, oryginalnie rozpisane na łamach trzech odrębnych tytułów, tj. "Uncanny X-Men", "X-Factor" oraz "The New Mutants". Dzisiaj słówko o pierwszym z nich, w którym drużyna dowodzona przez Wolverine'a staje do walki z The Great Tricksterem, znanym także pod imieniem Adversary.

O czym właściwie opowiada Chris Claremont? Przecież w "Upadku mutantów" nie chodzi jedynie o kolejną, sztampową rywalizację dobra ze złem oraz słowne pojedynki X-Menów z Freedom Force. Dla przypomnienia: Freedom Force to grupa byłych członków Brotherhood of Evil Mutants, którzy pod wodzą Mystique działają w porozumieniu z rządem i swojego czasu doprowadzili m.in. do aresztowania Magneto [#200 "Uncanny X-Men. The Trial of Magneto!" 12/1985]. Choć na planszach trzech zeszytów Claremont zalewa czytelników różnymi dziwami - następuje rozdarcie w rzeczywistości, za sprawą którego ziemski czas wydaje się mieszać; pojawiają się także demony przypominające potworki mistrza Kirby'ego - to fabuła wiruje wokół problemu postrzegania X-Menów przez społeczeństwo amerykańskie.

Gdzieś już o tym czytaliście? Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Pytania typu 'czy warto pościęcać się dla tych, którzy nas nienawidzą' oraz 'co to znaczy być bohaterem' to sztandarowe zagadnienia obficie wypełniające serie o mutantach. Lekko przynudzające? Nie u pana Claremonta, który wykorzystuje je jako przerywniki pozwalające czytelnikom odpocząć od kolejnych scen walki. Podobnie jak wykorzystuje wątek Storm, która przebywa z Forge na jakieś Drugiej Ziemi myśląc o budowie nowego, lepszego świata. Bardzo fajny motyw; trochę romantyczny, trochę tragiczny. Jeżeli czytaliście "Unfinished Business" [#220 "Uncanny X-Men" 08/1987] będziecie usatysfakcjonowani jak i ja byłem. Uwielbiam, kiedy twórca danego tytułu pamięta o należyty porządek w chronologii wydarzeń. Brawa!


#225 "Uncanny X-Men. False Dawn" vol 1 [01/1988]
#226 "Uncanny X-Men. Go Tell the Spartans" vol 1 [02/1988]
#227 "Uncanny X-Men. The Belly of the Beast" vol 1 [03/1988]
Polskie wydanie: "X-Men. Punkty zwrotne – Upadek mutantów" [Egmont, 04/2023]
Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Bomba"

Kastylia oczami Palaciosa

"Przesilenie"